
...Jeśli przez kilkanaście lat lub dłużej uczysz się taijiquan u jednego lub kilku mistrzów i wciąż polegasz na tym co ci przekazują lub przekazali bardziej niż na swoim rozumieniu sztuki, to tak naprawdę nie nauczyłeś się niczego..."
W Polsce mamy kontakt z mistrzem Chen Xiaowang od 1999 roku. Od lat też odwiedzają nasz kraj inni mistrzowie i nauczyciele chen taijiquan. Zauważam taką tendencję do uzależniania się od kolejnych przewodników i ich interpretacji wykonania lub ustawiania struktury w formie. Często kolejny mistrz czy nauczyciel pokaże nam coś nowego lub jakąś swoją interpretację i zaczynamy kwestionować wskazówki lub interpretacje poprzedniego nauczyciela. O.. dopiero teraz widzę jak to powinno się robić, do tej pory to było naśladowanie pełne błędów. Zaczynamy się wymądrzać i dyskredytować wcześniejsze metody..
Z jednej strony to zrozumiałe, przez pierwsze lata robimy mnóstwo błędów i nie jesteśmy w stanie w pełni wykorzystać wiedzy mistrza. Ale po ponad dziesięciu latach praktyki powinniśmy już uchwycić sedno i polegać na własnym poczuciu ciała. Korzystamy z doświadczenia i wiedzy różnych mistrzów i dopasowujemy, wzbogacamy nasze wykonanie i interpretacje. Jeśli zaczynamy miotać się i naśladować, czy kopiować kolejne wersje prezentowane przez coraz to innych przewodników, przejmując też ich narrację, że to oni wiedzą najlepiej, to rzeczywiście nie mamy własnego centrum. Jesteśmy ślepymi naśladowcami
W moim blogu chciałbym prezentować moje taijiquan. Syntezę tego co nauczyłem się u różnych mistrzów. Przede wszystkim u mego sifu Mistrza Chen Xiaowanga, potem jego brata Xiaoxinga, i nauczycieli młodszej generacji Chen Binga, Chen Ziqianga czy Chen Yingjuna. Każdy z nich zostawił coś w formach i moim rozumieniu sztuki.
Oprócz prezentowania wybranych interpretacji i wariantów wykonań poszczególnych form, chciałbym zamieszczać tu relacje z wydarzeń, wyjazdów i seminariów i artykuły ogólnie związane z historią i rozwojem taijiquan
Każdy ma mistrza w swoim sercu. Największą sztuka jest nawiązanie z nim kontaktu :)
OdpowiedzUsuńTak, to wymaga zaangażowania i wysiłku. Wewnętrzny mistrz jest głęboko ukryty pod pokładami naszego lenistwa, przywiazania do dogadzania sobie i róznych nałogów. To nas odcina od bycia swiadomym i działania bezinteresownego. Te rózne "śmieci" trzeba 'spalić' A 'ogień' możliwy jest tylko w swiadomym wysiłku. Samodzielnie tego sie nie rozpali. Dlatego potrzebna jest praca w grupie i przewodnictwo doswiadczonego doradcy. Samopdzielnie stac nas tylko na wysilek ew.znalezienia kogos kto stworzy sytuacje wymuszajace powstanie "ognia". Do tego jednak musimy miec silne poczucie ze sami nie jestesmy w stanie i z drugiej strony, ze musimy cos zmienic. Wewnetrznego mistrza odnajdujemy w zaufaniu do siebie i poczuciu wartosci tego co zostaje po wypaleniu 'smieci'
OdpowiedzUsuńNa początku ścieżki zawsze jest się uczniem. Zasada naśladownictwa, powtarzania za nauczycielem jest oczywista. Można słuchac i patrzec .Każda wskazówka jest cenna. .Jednak , kiedy przychodzi czas na samotna praktykę i tak trzeba całą wiedzę zebrać w całość i zastosować. Mistrz zostaje zawsze w przestrzeni międzykomórkowej- zawsze tak mówię....Swiadome podążanie za swoją naturą...Pięknie.. Patrzę na ruch skrzydeł ptaków, spowalniam je klatka po klatce..Czasem im zazdroszczę, bo nie myślą i samo tak wychodzi, że szybują w przestrzeni.
OdpowiedzUsuń